
Domyśl się, bo inaczej wojna, czyli problemy z komunikacją
OnNawet zgrane i dopasowane pod względem fizjologiczno-psychologicznym do siebie pary najzwyczajniej w świecie czasami się kłócą. Jedno powie kilka słów za dużo, drugie sobie dopomyśli i cyrk murowany.
Takie są fakty, a skąd to wiem? No oczywiście z autopsji.
Biorąc pod uwagę fakt, że jestem już dużą dziewczynką i najzwyczajniej w świecie cenię sobie przede wszystkim a) święty spokój b) zdrowy sen, chciałabym dzisiaj poruszyć temat problemów z komunikacją, bo te zdarzają się w każdej relacji – bez względu na to czy jest to związek z chłopakiem, kochankiem, czy najbliższą przyjaciółką ;). Mogę nawet zaryzykować stwierdzeniem, że problemy z komunikacją generują 100% konfliktów między ludźmi.
Niestety nierozwiązane problemy między dwojgiem ludzi mogą prowadzić do narastającej frustracji jednej ze stron, żalu, uczucia niezrozumienia, czy też koniec końców zmuszą do pójścia na terapię i/lub rozstania, kiedy sytuacja stanie się beznadziejna.
Dlatego też uważam, że dzisiejszy temat jest ważny as fuck – czyli bardzo.
Wchodząc w związek bardzo często zapominamy o tym, jak bardzo odmienna od nas jest ta druga osoba. Zapominamy, że ma ona swoje przyzwyczajenia, sposoby radzenia sobie z trudnymi emocjami, inne doświadczenia życiowe, oczekiwania względem życia i partnera. Oczekujemy, że on czy ona będzie zachowywał/a się dokładnie tak jak my i jej reakcje będą zgodne z naszymi. Bullszit. Oczywiście są pary, które są do siebie bardzo podobne, ale są też takie, które będzie dzieliła ogromna przepaść i niestety, ale zawsze trzeba pracować nad związkiem w równie zbliżonym stopniu, żeby uniknąć porażki. Jest to czasami ciężka praca nad samym sobą, kosztuje wiele nerwów i cierpliwości ale uważam, że jest to cena, którą warto zapłacić.
W końcu odpowiedz sobie na pytanie, które kiedyś wyczytałam w sieci – lepiej mieć rację, czy partnera?
No właśnie.
A teraz przejdźmy do meritum sprawy, czyli siedmiu komunikacyjnych grzechów głównych
Grzech pierwszy – domyśl się, czyli co źle robią kobiety
Pierwszy grzeszek główny popełniany przez kobiety. Niestety „domyśl się” bardzo często sprowadza się do tego, że kobieta sama nie wie o co jej chodzi, a facet ma po prostu się przed nią ukajać, bo ona akurat ma zły dzień.
Kobietom bardzo często wydaje się oczywiste, że mężczyzna powinien wiedzieć o co im chodzi i co w ich zachowaniu było tak złego, że trzeba było się obrazić i tupnąć nóżką. No cóż. Niestety drogie Panie. Facet to nie jest Duch Święty – on się nie domyśli. Kobieta mając nadzieję, że mężczyzna się domyśli, za bardzo skupia się na sobie i przeżywanych wewnątrz emocjach, z którymi nie zawsze do końca sobie radzi. Wtedy oczekuje zdolności telepatycznych od swojego faceta, czym samym wyrządza sobie jeszcze większą krzywdę. A on za to zarzuca jej brak logiki w rozumowaniu i mentalność nastolatki :).
Jak sobie z tym poradzić?
Mężczyźni lubią konkretne i proste komunikaty. Jeżeli coś w jego zachowaniu Ci nie odpowiada, chciałabyś żeby coś zmienił, to powiedz mu wprost. Komunikat powinien być jasny i prosty, nienacechowany negatywnymi emocjami i oskarżeniami, i koniecznie bez drugiego dna (tudzież podtekstu, bo facet wiadomo – nie domyśli się). W razie potrzeby powtórz jeszcze sto razy, bo nie liczyłabym na to, że zapamięta po pierwszym razie. Wprowadzenie niektórych zmian lub nowości w życie wymaga długiego i żmudnego procesu wdrożenia. On nie jest Twoim wrogiem, chce być dla Ciebie dobry, tylko musisz mu w tym trochę pomóc.
Grzech drugi – to koniec rozmowy na dziś, czyli co źle robią mężczyźni
W natłotku złych emocji zdażyło Ci się powiedzieć kilka słów za dużo, ona jest jeszcze bardziej obrażona, a Ty mówisz jej uspokój się, bo inaczej nie mamy o czym ze sobą rozmawiać.
Oooopssss….
Wiesz co się dzieje w tym momencie w głowie kobiety? Gdyby posiadanie broni było legalne, a na świecie byłby eliksir wskrzeszający umarłych, to najpierw by Cię zabiła, później wskrzesiła i powtarzała proces do usranej śmierci.
Mężczyźni muszą zrozumieć jedną podstawową rzecz – żeby ulżyć kobiecie w cierpieniu trzeba pozwolić jej się wygadać. Jeżeli doszło między Wami do nieprzyjemnej wymiany zdań, a Ty zaczniesz ją uciszać (dla jej dobra, bo jak pomilczy lub się prześpi z problemem, to pewnie jej przejdzie), to osiągniesz efekt odwrotny od zamierzonego – w kobiecie w tym momencie konflikt narasta do rozmiarów Burj Khalifa, a to może być opłakane w skutkach dla Was dwojga i wywołać kolejną wojnę światową.
Kiedy kobieta zaczyna gadać jak nakręcona i wylewać swoje żale, trzeba jej najzwyczajniej w świecie na to pozwolić i nie brać sobie zarzutów za bardzo do serca – my po prostu chcemy, żeby ktoś nas pogłaskał, zrozumiał i wysłuchał. I żyć długo i szczęśliwie.
Mężczyzna po zakończonej dyskusji na temat problemu przechodzi płynnie do reszty dnia codziennego. Był temat – nie ma tematu, pogadane, zamknięte, nie ma do czego wracać, można oglądać TV.
Kobieta po zakończonej dyskusji nadal prawdopodobnie ma mętlik w głowie, potrzebuje żeby ktoś ją przytulił (nawet jeżeli sama nie chce się przytulić), dał ciastko i pocałował w czółko. Jeżeli chce sobie pogadać i się wygadać, to po prostu jej na to pozwól, bo w przeciwnym razie będzie narastała w niej frustracja, uczucie niezrozumienia i ignorancji. A tego byśmy nie chcieli.
Grzech trzeci – ignorowanie uczuć drugiej osoby
Jeżeli partnerka mówi Ci, że to co powiedziałeś sprawiło jej przykrość, to znaczy: sprawiłeś mi przykrość i uważam, że troszkę się zagalopowałeś ze swoim słodkim języczkiem. I nie mówi tego po to, żeby Ci wjechać na ambicję. Osoba która się przed Tobą otwiera i informuje Cię wprost o tym jak zareagowała na Twoje dwa „ciepłe” słowa za dużo oczekuje zrozumienia, a nie strofowania, ponieważ wtedy najzwyczajniej w świecie czuje się odrzucona, a jej uczucia są ignorowane. A chyba nie o to chodzi prawda?
Nerwowość jednego z partnerów i odrzucenie, niezrozumienie uczuć drugiego z nich będzie budowało mur w porozumieniu i na pewno nie wpłynie dobrze na dalszy przebieg rozmowy. Każdy z nas potrzebuje przestrzeni w związku, gdzie będzie mógł szczerze i bez obawy o krytykę informować partnera o swoich uczuciach. Nie można dusić w sobie emocji z obawy przed odrzuceniem, nie można też każdej szczerości partnera traktować jako ataku na swoją osobę. Mówmy o tym co nas boli, co być może nas uraziło i nauczmy się słuchać, by w przyszłości móc uniknąć podobnych nieporozumień.
Grzech czwarty – bo powinieneś … wiedzieć, zadzwonić, zrobić, bo Ty nigdy tego nie robisz, a ja od Ciebie tego oczekuję
Czyli znowu – nie potrafimy mówić wprost o swoich potrzebach. Jasno komunikujmy nasze oczekiwania względem partnera. Jeżeli miałaś dziś ważne spotkanie w firmie i partner zapomniał zapytać Cię o jego przebieg, to Twoje nerwy z tego powodu zrobią krzywdę tylko Tobie. Mężczyźni to dziwne istoty i prawdopodobnie jeżeli subtelnie przypomnisz mu, że miałaś to spotkanie, to doceni fakt, że nie robisz mu dzikiej awantury dlatego, że o tym zapomniał i z chęcią posłucha co masz mu do powiedzenia wieczorem.
Jeżeli Ty mężczyzno jesteś zestresowany, zapracowany, czy cokolwiek innego – powiedz o tym wprost. Powiedz, że potrzebujesz się skupić na czytaniu książki, graniu w grę, czy wysyłaniu mejli służbowych, a kobieta niech w tym czasie zajmie się sobą (bo wieczorem jej to wynagrodzisz).
I tu znowu wracamy do punktu wyjścia. Żeby komunikacja przebiegała w sposób pomyślny, nie możemy drugiej osoby traktować protekcjonalnie i sprawiać, że czuje się ona urażona czy odrzucona. Nie chodzi też o to co chcemy zakomunikować, ale o to w jaki sposób to zrobimy. Można mieć dobre chęci i wcale nie mieć nic złego na myśli, ale jeżeli wyrazimy się w nieprzemyślany i nacechowany negatywnymi emocjami sposób, nasz partner poczuje się skrzywdzony.
„Skarbie chciałbym teraz trochę popracować, potrzebuję spokoju” brzmi trochę lepiej niż „daj mi spokój głupia babo, przecież widzisz, że jestem zajęty”, prawda?
Grzech piąty – odkładanie rozmowy o problemach „na później”
Z problemami podobno jest tak, że najlepiej jest się z nimi przespać (dlatego kobiety tak chętnie chodzą z mężczyznami do łóżka ;). Ale żarty na bok.
Kiedy atmosfera między partnerami zaczyna poziomem zanieczyszczenia przypominać jakość powietrza w Krakowie, założenie maski antysmogowej i pójście ze sobą do łóżka może nie wystarczyć.
Uważam, że wielkim błędem jest przenoszenie nierozwiązanych spraw na kolejne dni tygodnia i uciekanie w nieskończoność od rozwiązania problemu. Owszem, są pewne problemy których nie da się załatwić „od ręki”, ale starajmy się nie chodzić spać, kiedy jesteśmy przepełnieni żalem do partnera, bo później kończy się zarwaną nocą i bólem głowy. Poziom żółci i gniewu w organizmie wcale nie maleje, a jak powszechnie wiadomo, kiedy poziom żółci w organizmie wzrasta, to trzeba się wyrzygać :).
Nie chodzi tylko o to, że odkładanie problemów na później ma negatywny wpływ na związek, ale także na nasz organizm. Przewlekły stres i nerwy powodują więcej chorób, niż Ci się wydaje że powodują – począwszy od rozchwiania emocjonalnego, poprzez PCOS i na impotencji skończywszy.
Podobno dobra kłótnia to taka, która trwa około pół godziny (godzinę maks). Później jest tylko zapętlanie się, odchodzenie od tematu i wywlekanie potknięć partnera z przeszłości. To takie kręcenie się w kółko wokół własnej osi. Postawmy na rzeczową rozmowę, dajmy się wygadać każdej ze stron, wysłuchajmy jej argumentów, przedstawmy swoje i dojdźmy do porozumienia.
Grzech szósty – nakręcanie się wzajemne i wybuchowość
Każdy z nas przeżywa sytuacje stresowe na swój sposób, niestety bardzo często się w tych naszych zapędach zatracamy i wybuchamy. Najgorsze, co może zrobić partner to ulec naszemu złemu nastrojowi. Wtedy odpłaca nam pięknym za nadobne i darcie mordy na dwa akordy mamy murowane.
Nauczmy się w spokoju przyjmować gorszy dzień naszego partnera i pomóżmy mu w jego cierpieniu, jakkolwiek dziwnie to brzmi :).
Nie nakręcajmy się wzajemnie i weźmy na klatę to, że być może on podniósł na Ciebie głos, ponieważ dał się wytrącić z równowagi, a ona przypomina potwora, bo zbliża jej się okres albo nakrzyczała na nią szefowa. Nie ciągnij drażliwego tematu, nie podnoś głosu, broń Cię Panie Boże być też złośliwą czy uszczypliwą zołzą, a jestem pewna, że on będzie Ci za to wdzięczny i doceni fakt, że potrafiłaś opanować swoje nerwy. Prowokowaniu mówimy stanowcze nie (no chyba, że chcesz sprowokować go nagimi fotkami do ostrego seksu wieczorem, to co innego ;).
Jeżeli druga osoba ma zły dzień, to postaraj się także unikać złośliwych docinek czy tematów o których wiesz, że mogą wywołać u niej/niego reakcje alergiczne, bo to nie jest zbyt mądre, w takie dni samo prosi się o wybuch gniewu :).
Grzech siódmy – budowanie wokół siebie muru
Nawet święty Boże nie pomoże, jeżeli nie nauczymy się słuchać i nie pozwolimy drugiej osobie nasiusiać do naszego nocniczka (tak, czasami to konieczne). Budując wokół siebie mur, który jak beton odbija każdą próbę rozmowy, a każdy argument jest odbierany jako atak, nieuchronnie będziemy przybliżali się do porażki. Są ludzie, którzy każde słowo odbierają tak, jakby ktoś spuścił bombę atomową na ich poczucie godności. Słyszą, ale nie potrafią słuchać. Mówią, ale ich słowa przypominają nakaz rozstrzelania, bo mają tylko powalić przeciwnika. Niestety sama nie wiem jak z takimi osobami rozmawiać i uważam, że potrzebna jest tutaj pomoc kogoś mądrzejszego – czyli psychologa.
Uff! To już prawie koniec.
Kończąc chciałabym tylko powiedzieć, że naprawdę nie warto zamykać się na odmienne zdanie drugiej osoby, jeżeli faktycznie nam na niej zależy. Dajmy komuś szansę na szczerą rozmowę, okażmy należny szacunek i potrzebne wsparcie, a wszyscy na tym zyskają. Za bardzo w życiu codziennym koncentrujemy się na własnej osobie i nie powinniśmy przenosić tego na związek. Za mało w nas zrozumienia dla „inności” partnera. Nie udawajmy, że wiemy lepiej co druga strona czuje, czy co miała na myśli. Jeżeli coś Ci nie odpowiada – powiedz, jeżeli nie rozumiesz – pytaj, pokaż, że nie traktujesz partnera przedmiotowo i na równi z Twoimi, są jego/jej uczucia. Bierz odpowiedzialność za swoje słowa i nie przepraszaj za to, że masz prawo czuć inaczej.
Popatrz na związek z nowej, wspólnej perspektywy, bo nie chodzi o to, żeby każde z partnerów stawiało na siebie. Chodzi o to, żeby czuć, że jesteśmy tu razem, a jego problemy są także moimi.
- Mom on top
- Patrycja
- Mom on top
- Monika | Paris by Moni