
Dlaczego Twoje związki są jak Disaster Movie? #1
OnMasz dwadzieścia, trzydzieści kilka lat. Za sobą bardziej lub mniej udane związki. Masz pracę, dwa psy, a może i trzy koty, może masz jakąś pasję lub nie masz pasji, za to kilka kilo nadwagi lub niedowagi. Wydaje Ci się, że świetnie radzisz sobie w życiu: mieszkanie na kredyt albo po dziadkach, nowy iPhone na raty, auto w leasing, fryz, ciuch, wymów i kolacja z McD. Swoją drogą też tak mam, tylko bez auta, bez mieszkania, no i iPhona też się jeszcze nie dorobiłam.
Wszystko wydaje się być ok, tylko jakoś w miłości Ci nie wychodzi. Pytanie dlaczego, skoro całkiem niezła z Ciebie partia – na pierwszy rzut oka nie ma się do czego przyczepić – uczuciowo stabilnie, standard życia bez szału, ale i tragedii nie ma.
Wszyscy dookoła rodzą dzieci, biorą śluby, but what the hell is wrong with you?
Co i w którym momencie poszło nie tak? Dlaczego Twoje związki to katastrofa?
Mam na to kilka teorii, oto one (ostrzegam, może zaboleć) 🙂
Myślisz, że jesteś wyjątkowy i czekasz na kogoś równie wyjątkowego
Umówmy się – każdy z nas lubi myśleć o sobie jak o szóstce w lotto, ja też. Tylko te baby/ci faceci są głupi/e, bo tego nie doceniają. I nie ma w tym nic złego, że tak o sobie myślisz, tylko że chyba czas najwyższy zejść na ziemię i uświadomić sobie, że owszem i jesteś szóstką w lotto na loterii genetycznej swoich rodziców, ale jako życiowa trójka masz raczej kiepskie szanse u szóstki, a co dopiero dziewiątki. Mierz siły na zamiary, ot cała życiowa prawda. Każdy z nas marzy o partnerze spoza swojej ligi, bo przecież właśnie na tych fundamentach oparta jest każda romantyczna komedia i powieść dla kobiet. Nieatrakcyjny mężczyzna będzie marzył o kobiecie za którą nie sposób nie obejrzeć się na ulicy, a dziewczyna pochodząca ze średniej klasy społecznej będzie czekała po nocach na gościa, który spełni jej marzenie o torebce Guczi i butach Lubutę (tych z czerwoną podeszwą, podobno każda kobieta o nich marzy). Ktoś kto nie radzi sobie w życiu zawodowym i/lub prywatnym będzie szukał kogoś, kto ma pasje, fajną pracę i perspektywy na przyszłość.
Nawtykali nam tych bzdur do głowy w dzieciństwie i później kończy się po raz dziesiąty złamanym sercem, platoniczną miłością, rozdmuchanym do granic możliwości ego i pełzającą na poziomie podłogi umiejętnością odnalezienia się w realnym świecie flirtu i relacji międzyludzkich.
„No ale jak to, nie jestem wyjątkowy? Przecież mama powtarzała, że jestem najlepszy i zasługuję na to, co najlepsze”
Pewnie, że jesteś wyjątkowy. Tylko problem w tym, Twoja mama robiła Cię trochę w konia, bo nie powiedziała Ci, że jesteś wyjątkowy w zasadzie tylko dla niej. Bo żeby zasługiwać na to, co najlepsze i być kimś wyjątkowym w życiu innych ludzi, trzeba to samo dać im w zamian, a nie tylko leżeć i czekać, aż Ci to spadnie z nieba. Miłość matki i ojca dostajemy bezwarunkowo (chociaż nie wszyscy mają takie szczęście). Na miłość innych ludzi trzeba sobie zapracować.
Bo w życiu szanse na upolowanie sarny, kiedy sam jesteś borsukiem są raczej marne – takie głupie porównanie z mojej strony, ale na chwilę obecną nic lepszego nie przychodzi mi do głowy :).
Jeżeli jesteś nudny jak flaki z olejem, a Twoim jedynym hobby jest przerzucanie kanałów w TV, to raczej nie licz na to, że długonoga blondynka, która jest duszą towarzystwa zabawi z Tobą dłużej niż na tydzień, bo może i masz wielkie serce, ale ono raczej nie wystarczy, żeby przy Tobie nie umrzeć z nudy.
Lepiej być mile zaskoczonym, kiedy taka szóstka, a nawet dziewiątka Ci spadnie z nieba niż niemile rozczarowanym, kiedy u kresu życia okaże się, że zostałeś sam, bo wcale nie jesteś taki fajny jak o sobie myślałeś, że jesteś. Bo wcale nie twierdzę, że związki spoza ligi nie są możliwe i się nie zdarzają. Zdarzają i potrafią być bardzo udane. Tylko trzeba zacząć pracować nad sobą, a dopiero później nad swoimi wymaganiami względem innych. Nie można czekać aż przysłowiowa gwiazdka spadnie z nieba, ale można popracować nad tym, żeby w trakcie upadania uderzyła właśnie w Ciebie.
Niestety wydaje mi się, że w erze social media i dobrych zarobków bardzo łatwo jest wyrobić w sobie fałszywe poczucie własnej wartości. Wystarczy trochę o siebie zadbać, wymienić garderobę na droższą, pochwalić się nowym iPhonem, oznaczyć w modnym miejscu i voila! Sukces na tle towarzyskim murowany.
Czyżby?
A co zrobisz, jeżeli Ci to wszystko zabiorą?
Schowasz się do norki i będziesz płakusiał, aż ktoś psyjdzie i wytse nosek?
Wybierasz związki bez przyszłości / wiążesz się z nieodpowiednimi osobami
Czy to nie ironia, że na własne życzenie pchamy się tam, gdzie los wysyła nam dość jasny i klarowny sygnał o treści uciekaj?
Przypadek dość powszechnie występujący w przyrodzie niestety bardzo trudny do wyleczenia. Zawsze wiedziałam, że z nami wszystkimi jest coś nie tak, bo mamy jakieś masochistyczne skłonniści (nie mylić z zamiłowaniem do BDSM, bo to całkiem co innego ;)).
Przypadek występujący często u kobiet z syntromem Matki Teresy, co to chcą zbawić wszystkich dookoła, dając od siebie możliwie jak najwięcej, nie oczekując niczego w zamian. Owszem, to szlachetna, godna podziwu postawa, ale skuteczna tylko na krótką metę. Jeżeli widzisz, że ktoś ma bałagan w głowie i średnio sam sobie radzi z życiem, to na co liczysz? Że przyjdziesz, dotkniesz go magiczną różdzką i będziecie żyli długo i szczęśliwie? Może, czego oczywiście życzę. W rzeczywistości takie relacje z góry spisane są na fiasko, bo albo strona biorąca znajdzie kogoś, kto da więcej, albo ta dająca powie sobie stanowcze: dość.
Kobiety bardzo często narzekają, że ich mężczyźni są niedojrzali, niezaradni życiowo, nie chcą dorosnąć i ciągle powielają te same błędy. Mężczyźni narzekają na to, że kobiety wymagają od nich romantyzmu, świetnej pracy i by zdąrzyli wrócić do domu przed 16, by w łóżku byli jak Rocco, a przy dzieciach jak Niania Frania.
Wszystko w życiu jest kwestią priorytetów. Jeżeli uważasz, że jesteś w innym momencie życia niż partner/ka i na siłę chcesz go zmienić to wiedz, że na siłę to można gwoździa w ścianę wbić, a nie zmienić człowieka.
Żyjesz ideałami
Jest taki mem krążący po sieci, który mówi „Wszyscy szukają swojej drugiej połówki, a mnie mama w całości urodziła”. Sama na blogu czasami używam stwierdzenia „druga połówka” tylko że bądźmy ze sobą szczerzy – nie ma czegoś takiego jak Twoja druga połówka, chyba, że pozwolisz się przeciąć chirurgowi na pół, tylko wtedy możesz być już niezdolny do odczuwania czegokolwiek.
Każdy z nas jest osobowością kompletną. I dokładnie z drugą taką kompletną osobą można budować oparty na solidnych fundamentach związek. Szczęśliwe związki nie są dziełem przypadku. Przypadkiem można nazwać fakt, że dwie osoby o zbliżonym systemie wartości, poglądach na świat, poczuciu humoru, temperamencie, ale odmiennym kodzie genetycznym stanęły pewnego dnia na swojej drodze (lub pod zdjęciem w aplikacji randkowej). Reszta to dzieło pracy nad związkiem i wzajemnego docierania się. Bo nie ma związków idealnych. Nikt nie wypada w 100% zgodnie na teście dopasowania a jeżeli stało się inaczej, to pewnie ściemniał.
Masz bałagan w głowie i czekasz aż przyjdzie ktoś, kto Ci go posprząta
Podobnie jak w dwójce, tylko w drugą stronę. Tutaj liczymy, aż z nieba spadnie nam ktoś, kto odejmie nam trosk i zmartwień, bo jak będziemy szczęśliwi w związku, to w życiu też się samo poukłada. Może, ale chyba to tak nie działa. Z doświadczenia i obserwacji wiem, że każdy z nas powinien rozpocząć układanie sobie życia z drugą osobą bez tej drugiej osoby.
Związek polega między innymi na rozmowie, szacunku, otwartości.. bla bla bla, a także na wspieraniu się wzajemnie, pomocy i innych takich. W życiu każdego z nas są lepsze i gorsze chwile, i dobrze jest mieć w zyciu osobę, która będzie z Tobą na dobre i na złe. Nie można jednak wymagać od kogoś, żeby z nami był ciągle z okazji złego i obarczać biedaka swoimi problemami. Kto normalny by to wytrzymał? To jak odwieczna zabawa w tonącego i brzytwę, tylko problem w tym, że to Ty cały czas jesteś brzytwą.
Kiedy wchodzimy w związek musimy ponosić odpowiedzialność za to, co (kogo) oswoimy – tak powiedział Mały Książę (to mądre, zapamiętaj). Moje problemy przestają być już tylko moje, budżet nawet jeżeli oddzielny, to i tak w pewnym stopniu podzielny na dwoje, mój rozwój osobisty owszem jest ważny dla mnie, ale też pośrednio wpłynie na relacje z drugą osobą. I tak dalej, i tak dalej. Dlatego też uważam, że powinniśmy się dobierać w pary na poziomie podobieństwa – charakterów, intelektu, wartości życiowych, ambicji i …. <- tu wpisz swoje. To zapewne pozwoli na życie w mniejszej lub większej harmonii, ale będzie to harmonia stabilna.
Wniosek? Najpierw zadbajmy o to, by mieć fajne i poukładane życie, a dopiero później szukajny kogoś, kto to życie uzupełni.
BUZI :*
- Kornel Tomicki/ Trener relacji